Julia i Mateusz – ślub i wesele na Kaszubach, sesja plenerowa Trójmiasto
Ostatni dzień sierpnia 2019 roku był po prostu idealny na fotografowanie ślubu – ciepło, ale nie upalnie i piękne słońce od samego rana aż do późnego wieczora. Nic nie zapowiadało tego, na jak dużą próbę zostanie wystawiona moja kondycja 🙂 Ale po kolei…
Wyruszyłem jak zawsze ze sporym zapasem czasu, i po spokojnej, godzinnej wycieczce przez Kaszuby byłem na miejscu. „Na miejscu” w tym przypadku oznaczało przepięknie położony hotel i salę weselną „Na Gwizdówce” w okolicy Załakowa. Dosyć często fotografuję wesela na Kaszubach, ale muszę przyznać, że tak pięknie położonej i urządzonej sali jak ta dawno nie widziałem. Zaczęliśmy od przygotowań pana młodego, Mateusza, i wszystko odbyło się dokładnie tak, jak lubię – spokojnie, bez pośpiechu i bez pozowania ;). Podobnie było w domu Panny młodej, Julii – nic nie musieliśmy ustawiać, aranżować, na wszystko był czas, a zdjęcia praktycznie same się robiły.
Ślub odbył się w klimatycznym, małym kościele w Linii, rodzinnej miejscowości panny młodej, i tam również wszystko poszło „jak po sznurku”. Było trochę śmiechu, trochę wzruszeń, a do tego ciepłe, popołudniowe światełko wpadające przez duże okna kościoła.
Później tradycyjnie: szampan, parę słów powitania, obiad, pierwszy taniec… A potem się zaczęło… Zabawa ruszyła z kopyta, goście zapełnili parkiet już od pierwszego bloku, a DJ nie dawał im nawet chwili wytchnienia. W międzyczasie szybkie zbiorowe zdjęcie wszystkich gości, od razu kolejny intensywny blok muzyczny, i jeszcze kilka pamiątkowych zdjęć z najbliższą rodziną nad jeziorem, i następna zabawa na parkiecie, i zaraz krótka sesja pary młodej tuż po zachodzie słońca, i znowu szaleństwo na parkiecie, i jeszcze fantastyczna prezentacja przyjaciół Julii i Mateusza, potem dzik, tradycyjne kaszubskie „maszki”, i tort, i podziękowania dla rodziców, i taniec limbo, i blok muzyczny ze świecącymi pałkami, konkurs muzyczno-filmowy, zaraz potem oczepiny, zimne ognie, finał quizu weselnego… Wydaje mi się, że mniej więcej od godziny 18 do godziny 1 w nocy ani na chwilę nie odłożyłem aparatów. Za to zostawiłem po sobie wiele niedopitych kaw w różnych kątach sali 😉 Nie zrozumcie mnie źle, daleki jestem od narzekania, to było naprawdę fantastyczne, bardzo intensywne wesele. Ja co prawda pod koniec nie czułem nóg i ledwo dźwigałem aparat do oka, ale wiem, że zarówno goście, jak i para młoda bawili się świetnie.